JAZDA NA ŚWIATŁACH

W krajach skandynawskich obowiązek jazdy na światłach przez całą dobę oraz przez cały rok istnieje od dość dawna. Nie jest to jednak powód, by kraje te stawiać za przykład do naśladownictwa, gdyż na dalekiej północy panują odmienne od naszych warunki geograficzne. Otóż w rejonie polarnego kręgu słońce przez wiele godzin przesuwa się dość nisko nad horyzontem i przez dużą część doby świeci pod niskim kątem, prawie poziomo. Dzieje się to zwłaszcza w miesiącach między wiosna a jesienią, gdy dzień jest długi i trwa nawet 24 godziny. Natomiast zimą długo zapadający zmrok i powolnie nadchodzący świt oraz krótki dzień powodują niezbyt wysokie wzbijanie się słońca nad horyzont.

Tak więc sytuacja geograficzna w takich rejonach powoduje duże ilości świecącego poziomo światła słonecznego, które kierowców oślepia. I tak dla samochodów jadących pod słońce włączone światła samochodów jadących ze słońcem są wręcz nieodzowne. Trudno więc by w takich warunkach nie jeździć cały czas z włączonymi światłami mijania.

Wprowadzenie w naszych, polskich warunkach obowiązku jeżdżenia na światłach przez całą dobę ma bezsprzecznie inny wymiar. Chodzi o bezpieczeństwo, czyli by wszyscy byli lepiej widoczni. Niekiedy policjanci wypowiadają się, iż „światłą są przydatne zwłaszcza gdy świeci słońce”...

Lecz czy tak jest na pewno? Otóż przed wielu laty zwyczajem było, iż kierowca który spieszył z pomocą wioząc kogoś do szpitala, jechał na światłach. Wszyscy inni ustępowali mu z drogi. Do tego zwyczaju dołączyły karetki pogotowia, które oprócz pulsującego światła włączały reflektory, a z czasem na światłach przez całą dobę zaczęli jeździć motocykliści.

W nowych realiach niewątpliwie straciły wszelkie pojazdy uprzywilejowane. Ta zmiana odbiła się też na motocyklistach, którzy są o wiele mniej widoczni, a zatem dostrzegani. Po prostu wtopili się w „tłum” świateł...

Jednak nie tylko zmniejszyło się rozróżnienie pojazdów spieszących z pomocą, a widoczność motocyklistów została zdegradowana (nawet gdyby jeździli na światłach drogowych). Z pola widzenia prawie też zanikli rowerzyści, a pytanie czy i nie piesi. Dodatkowo świetlne sygnały (błysk światłami drogowymi) stosowane w dzień jako ostrzeżenie również straciły na swojej wymowie, gdyż są dużo mniej zauważalne. Nierzadko widzi się pojazdy mknące na długich światłach, a ich kierowcy wcale nie spieszą z pomocą, ani nikogo nie ostrzegają. Oni tylko nie są świadomi, iż mają te światła włączone. Skąd się to bierze?

Otóż nawet gdy przy pochmurnym niebie popatrzymy na zegary na desce rozdzielczej (powyżej zdjęcie z samochodu, który niedawno zjechał z fabrycznej taśmy), to przekonamy się, iż kontrolna lampka włączonych świateł (zielona) oraz świateł długich (niebieska) nie są zbyt dobrze widoczne. Natomiast ich czytelność przy słonecznej pogodzie praktycznie zanika. I dlatego też nie każdy kierowca jest świadomy, że niekiedy jedzie bez świateł, a kiedy indziej ma włączone światła długie.

Samo sprawdzanie, czy jedzie się na światłach, czy bez jest nierzadko kłopotliwe, bowiem wielu kierowców sprawdza to po pozycji przełącznika świateł, a nie po kontrolkach - do czego zostały powołane. Można więc powiedzieć, iż praktycznie brak jest wizualnej kontroli zewnętrznego oświetlenia pojazdu podczas dnia...

Bez wątpienia wprowadzony przepis o jeździe przez całą dobę na światłach powinien polepszyć widoczność samochodów (pojazdów samochodowych wielośladowych) na drodze, ale czy zwiększy to bezpieczeństwo na polskich drogach w każdej sytuacji?

Przykładowo jazda z włączonymi światłami to również widoczność samochodu z tyłu. Różnica między światłami pozycyjnymi, a światłami stopu zazwyczaj bywa dość dobrze widoczna przy pochmurnej pogodzie (zdjęcia powyżej). Chociaż nieraz bywa gorzej przy samochodach nie mających odrębnych lamp dla świateł stopu.

Sytuacja jednak komplikuje się gdy świeci słońce z tyłu. Zwłaszcza w samochodach, które nie mają odrębnych świateł pozycyjnych i stopu. Wtedy bowiem różnica pomiędzy nimi bywa bardzo często niedostrzegalna. Nawet gdy wpatrujemy się w światła pozycyjne poprzedzającego nas samochodu, to nieraz wystarczy mrugnięcie, by nie dostrzec momentu włączenia się świateł stopu, a jadący przed nami zaczyna hamować. A co dopiero mówić, gdy nie patrzymy bezpośrednio na poprzedzający nas pojazd. Dodatkowe, trzecie światło stopu (jeżeli jest) bywa mało widoczne i często umieszczone jest zbyt wysoko, by w dzień mogło dostatecznie sygnalizować hamowanie.

Wynikające z powyższych wątpliwości wytyczne projektowe do zmian w oświetleniu samochodów nie od razu zostaną przekute w czyn. Jeszcze wiele lat produkcja samochodów będzie pozbawiona optymalnego systemu oświetlenia, a odpowiedź jak dostrzec motocyklistów, pojazdy uprzywilejowane, czy pojazdy przed nami hamujące itp. nie koniecznie przyjdzie szybko. Ponadto przecież zawsze po drogach jeżdżą i będą jeździć samochody stare, mające kilkanaście, czy nawet więcej lat, a ich światła będą wciąż pozostawiać wiele do życzenia.

A jak na razie pierwiosnkami w zmianach oświetlenia bywają zaledwie nieliczne pojazdy - jak przykładowo pokazuje zdjęcie motocykla w trakcie hamowania.

Podsumowując, można się obawiać, iż nieco wątpliwa w tej nowej sytuacji staje się widoczność pieszych, rowerzystów itp. Ponadto dostępne na naszym rynku samochody nie są dostosowane do jazdy na światłach przez całą dobę i bez wątpienia minie wiele lat zanim się to zmieni. Na obecnym etapie można się spodziewać zwiększonej ilości kolizji i wypadków drogowych z udziałem motocyklistów, czy rowerzystów oraz tych wynikłych z najechania na tył. A jaki będzie ostatecznie rachunek strat oraz zysków w obszarach zabudowanych, a jaki na drogach, może pokazać jedynie czas. Są to zbyt złożone zagadnienia, by się je dało łatwo zdefiniować, zwłaszcza przy obecnych, niestety wciąż zbyt prymitywnych metodach dociekania przyczyn wypadków drogowych.

[marzec - maj 2007]

  następny...