GIGANTOMANIA W REKLAMIE

Przekrzykiwanie się w reklamie to codzienność w naszej rzeczywistości. Kto więcej, kto częściej, kto bardziej kolorowo lub odblaskowo. Kto na lepiej widocznym miejscu, więc bliżej drogi, skrzyżowania, czy na wprost zakrętu. Kto zaskoczy pomysłem, blichtrem i bardziej wciśnie się w oczy. No i oczywiście najważniejsze: kto będzie dysponować taką powierzchnią, żeby każdy ją musiał zobaczyć.

A wszystko po to, by wysforować się przed inne ogłoszenia, szyldy, reklamy. Na wyścigi bez reguł, za wszelką cenę...

Czy tych zagadnień nie wypadałoby uregulować, znormalizować? Zacznijmy jednak od tego, iż w większości przypadków nie ma wśród władz świadomości, że taka potrzeba istnieje. Poza tym porządkowanie informacji, a więc kreowanie systemu, jego kontrola itp. wymagałoby wielu zabiegów, w tym tworzenia (co najmniej lokalnego) prawa. Przecież porządkowanie się nie opłaca. Na nim się nie zarabia!

Do tego jednak nie należy zapominać, iż przykład idzie z góry. Skoro władze miasta, czy powiatu pozwalają sobie na przekrzykiwanie się na różne sposoby, a w tym stawiają gigantyczne nośniki, to dlaczego ktoś inny też tak nie może?

Im więcej pieniędzy jest w danej firmie, tym większą reklamę można sobie zafundować. Wystarczy znaleźć teren, na którym za uzgodnioną opłatą będzie można postawić co dusza zapragnie. Jeszcze do tego sprytny wykonawca reklamy namówi inwestora na duży przerób „idei” i materiału, co uzasadni wysokość jego wynagrodzenia. A fakt, że taka informacja może z czymś kolidować nie ma najmniejszego znaczenia. Obowiązuje przecież „wolnoć Tomku w swoim domku”...

Jednak zjawisko gigantomanii sięga również znaków drogowych i coraz częściej mamy do czynienia z sytuacjami gdzie powierzchnia znaku informacyjnego jest sześć, osiem razy większa od znaku typowego. Oczywistym jest, iż każdy biznes, w tym przydrożny, będzie lepiej prosperował, gdy się go odpowiednio zareklamuje. Ale w takim kontekście nawet i ważne znaki drogowe jak: „ustąp pierwszeństwa”, czy „przejście dla pieszych” stają się w swych wymiarach śmieszne i mogą być zbyt małe, by je dostrzeżono.

Pokazane tutaj przykłady to tylko drobne sygnały przypominające o narastającym wciąż problemie chaotycznych działań w zakresie kreowania informacji, promocji oraz reklamy w przestrzeni publicznej. A brak gospodarza panującego na całością informacji, brak systemowego ujęcia i możliwości koordynacji choćby ogólnych zasad, już na dzisiaj mści się informacyjnym bałaganem.

[sierpień 2006]

  następny...